środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 11

   Chodziłam zestresowana po pokoju. Denerwowałam się bo Oliwier nigdy się nie spóźnia. Co chwila sprawdzałam telefon. Zero powiadomień. Przecież nie przepadł nigdzie do cholery!
   Po półgodzinie odchodziłam od zmysłów. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi odetchnęłam z ulgą. Zbiegłam szybko ze schodów prawie się wywalając. Otwierałam drzwi mówiąc...
- Tak się ba...- urwałam kiedy spojrzałam na niego. Miał pokrwawioną koszulkę. Zauważyłam, że krew nadal mu leci z rozciętego łuku brwiowego i ust. W tym momencie nie wytrzymałam i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Hej.- mruknął wchodząc do domu. Nic nie odpowiedziałam tylko zamknęłam drzwi na klucz i zaciągnęłam go do siebie. Obiecuję, że albo się wykrwawi albo ja go zabiję.
- Usiądź. Zaraz przyjdę.- zrobił to o co go prosiłam, a sama poszłam po apteczkę. Patrzył na mnie z troską, a ja nie mogłam pohamować łez. Uklękłam między jego nogami i zaczęłam opatrywać rany. Najpierw zajęłam się łukiem. Syczał kiedy woda utleniona zaczęła szczypać.
   Skończyłam swoją robotę i poszłam odłożyć pudełko na swoje miejsce. Po drodze weszłam do pokoju rodziców i wzięłam koszulkę mojego taty. Nie chcę patrzeć na poplamioną bluzkę.
- Masz.- rzuciłam mu ją i stanęłam oparta o framugę. Z jednej strony cieszę się, że nic gorszego mu się nie stało, ale z drugiej jestem zła. Widocznie bójki ważniejsze są od mnie.
- Przepraszam.- powiedział podchodząc do mnie już przebrany.
- Daruj sobie.- próbowałam go wyminąć, ale złapał mnie za nadgarstki.
- Jest mi przykro.- mówił patrząc mi w oczy.
- Mi też jest przykro z faktem, że bójki są ważniejsze od mnie.
- To nie tak.- położył dłoń na moim policzku.
- A jak?
- Wypiłem w barze jedno piwo.- no chyba z pięciolitrowej butelki skoro się tak urządził.- Szedłem do ciebie przez park i spotkałem tam Marcina. Wkurzyłem się na niego bo on kazał ci iść do Marcela. To przez niego mógł cię zgwałcić. Mówiłem ci, że go zamorduję. Niestety on też mi przywalił. Kocham cię i pobije każdego kto cię zrani.- przytuliłam go mocno.
- To już druga osoba, którą bijesz przez mnie.- oderwałam się od niego żeby na niego spojrzeć.
- Może być ich trzydzieści, ale i tak oberwą jeśli coś ci zrobią.- uśmiechnął się i mnie pocałował.
- Wpakujesz się przez mnie w jakieś kłopoty.- oparłam swoje czoło o jego.
- Mało mnie to interesuje.

   To jest naprawdę dobry chłopak. Może lekko zagubiony, ale przecież tyle przeżył. Dodatkowo ważne jest to, że się stara. Na swój dziwny sposób, ale zawsze coś. To jest mega słodkie kiedy stara się mnie bronić. Ciekawe czy wie, że nie zawsze mu się to będzie udawało. Zaczynam się serio w nim zakochiwać. Obym tego nie żałowała.

- Co byś powiedziała na kino w weekend?- bawił się moimi włosami kiedy oglądaliśmy film.
- A jaki film?
- Horror.
- No nie.- stęknęłam.
- Nie lubisz?- zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego. Muszę przyznać, że nawet z rozcięciem na twarz i siniakiem wygląda pociągająco. Nie mogłam się powstrzymać od przygryzienia wargi.- Nie rób tego.
- Czemu?
- Bo wyglądasz wtedy zbyt seksownie.- zarumieniłam się i spuściłam głowę.- Łatwo cię speszyć.- podniósł moją brodę palcem.- Jesteś tak mało pewna siebie.- przysunął swoją twarz do mojej.- I to jest cholernie pociągające.- pocałował mnie. Podciągnęłam się tak, że siedziałam na nim okrakiem. Po dłuższej chwili się oderwałam.
- Kocham cię.- powiedziałam cicho i wtuliłam się w jego ramiona.
- Ja ciebie też. I to bardzo, ale pewnie cię zawiodę. Nawet nie umiem się opanować. Jestem ni...
- Nie mów tak!- spiorunowałam go wzorkiem.
- To, że miałeś ciężki start w życiu nie przekreśla ciebie ani twojego życia.
- Jeszcze cię zawiodę.- mruknął ponuro.- Przepraszam za dziś.- założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Nie przepraszaj mnie. To ja powinnam ciebie przeprosić. Wpakujesz się przez mnie w kłopoty.- dotknęłam jego obojczyka palcem.
- Nie interesuje mnie to.- uśmiechnął się i znów mnie pocałował. Położyłam się koło niego.
- Nie chcę cię stracić.- szepnęłam.
- Nie stracisz.


komentujemy i klikamy przeczytane 
x
jest słaby ale jest